Dynię najpierw umyć trzeba!
Potem wysuszyć, odciąć czubek i przy pomocy łyżki wydrążyć miąższ i pestki (pestki suszymy i chrupiemy w długie jesienne wieczory, a z miąższu robimy zupę/ciasto/placuszki).
Potem już tylko wycinamy w wydrążonej dyni, co nam tylko do głowy przyjdzie, do środka wkładamy świeczkę i gotowe. Nasza dynia najprostsza z możliwych, ale po zgaszeniu światła i tak było "wow" :).
Poza lampionem zrobiłyśmy też w tym roku dynię malowaną. To zdecydowanie zadanie bardziej dostosowane do dwu czy trzylatków.
Umytą dynię (warto wybrać jak najbardziej gładką, bez głębokich bruzd na skórce) pomalowałyśmy srebrną farbą akrylową. Takie działania prowadzimy najczęściej na podłodze. Mamy specjalne robocze prześcieradło, na którym malujemy, kleimy i wykonujemy inne brudzące czynności.
Początkowo na srebrnej dyni miała być narysowana tradycyjna buzia, ale nastąpiła zmiana planów i Młoda odbiła na niej swoje łapki.
Malowanie dłoni farbą i ich odbijanie okazało się takim hitem, że powstało jeszcze dzieło pod tytułem "Pajączek z dwóch rączek".
I koniec. Żegnajcie, dynie! Do zobaczenia za rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz