21 marca 2016

[12 krajów w 12 miesięcy] Australia

Kiedy pierwszy raz zrobiłam listę krajów, jakie będziemy w tym roku "odwiedzać", nie było na niej Australii. Była Norwegia, która wypadła, gdy okazało się, że nie została uwzględniona w "Mapach" Mizielińskich. Australia na liście pojawiła się przez kangury, które fascynują Młodą. Właściwie jedynym pluszakiem, którym moje dziecko się czasem bawi, jest Kangur-bokser. Ma rękawice bokserskie, spodenki w australijską flagę i przyleciał z Australii, jak Młodej jeszcze nie było na świecie. 



Obawiałam się, że w miesiącu australijskim nie bardzo będziemy miały co robić. Trochę o zwierzętach, o Aborygenach, kulinarnie w sumie szału nie ma, więc jak tę Australię pokazać? Ale nagle okazało się, że jest tego tyle, że chyba się nie wyrobimy...

Zacznijmy od początku, czyli jak zwykle od "Map".


Najbardziej zainteresowały Młodą oczywiście kangury, a szczególnie to, że jest ich więcej niż jeden gatunek i że kangury różnią się między sobą.


Jak zwykle uważnie przyglądała się też rysunkom potraw. Pierwszy raz chyba nie zrobimy żadnej z nich, chociaż makadamię w czekoladzie to bym zjadła. Spotkaliście gdzieś w polskich sklepach? A może przynajmniej larwy ciem? ;)


Dużo uwagi poświęciłyśmy australijskiej fladze. Młoda bez problemu rozpoznała na niej flagę brytyjską (w końcu w Wielkiej Brytanii byłyśmy już w styczniu). 


Przygotowałam dla Młodej flagę do naklejania: granatowe tło, Union Jack, pięć gwiazd Krzyża Południa i siedmioramienną Gwiazdę Federacji.


Gotowa flaga wyglądała tak:


Padło oczywiście pytanie, dlaczego na fladze Australii znajduje się flaga Wielkiej Brytanii. To doprowadziło nas do opowieści o odkryciach geograficznych, koloniach i Aborygenach. Oglądałyśmy (w internecie) tradycyjne aborygeńskie tańce, a także malunki wykonane techniką kropkową. 
Malowanie kropkami to świetna zabawa dla kilkulatków, uczy cierpliwości i precyzji. Można stworzyć w ten sposób obraz na każdy temat, ale my zdecydowałyśmy się na ozdobienie bumerangu. Za wzór posłużył nam, przywieziony kiedyś przez dziadka Młodej, prawdziwy australijski bumerang.


Bumerangi do ozdabiania wycięłam z grubego papieru. Do tego zwykłe plakatówki, patyczki do uszu i można malować.



Najwięcej czasu spędziłyśmy na poznawaniu australijskich zwierząt. Większość Młoda znała, ale dziobak i wombat były dla niej nowością. 


Przy okazji poszukałam, w którym europejskim zoo można zobaczyć koalę i do planu na ten rok wpisałam wizytę w Dreźnie (są też w innych ogrodach, ale do Drezna nam najbliżej). Niestety, dziobaki tylko w Australii.


Kulinarną przygodę z Australią zaczęłyśmy od czegoś prostego, pysznego i bardzo atrakcyjnego dla małych dziewczynek. Jedliście w dzieciństwie chleb z masłem i cukrem? Ja tak. I nigdy nie myślałam, że dam coś takiego mojemu dziecku, no chyba, że chleb będzie z kaszy jaglanej, a cukier będzie kokosowy ;). Ale! Australijczycy mają bardziej wypasioną wersję chleba z cukrem - chleb z posypką! Taką do lodów. Kolorową, zabawną i uwielbianą przez dzieci. Nawet nazwę ma to cudownie dzieciową - fairy bread. 


Młoda dostała fairy bread na śniadanie w urodzinowy poranek. Było pyszne! Zwykły tost posmarowany masłem (z dwóch stron) i obsypany kolorowymi kuleczkami. Żeby nie było: posypka jest ekologiczna, a barwniki naturalne (firma Biovegan).



To nie koniec naszej australijskiej wyprawy. Będziemy robić koalę i operę w Sydney, pobawimy się wycinankami-wypychankami i przygotujemy jakiś australijski przysmak. Bądźcie z nami!




1 komentarz:

  1. Ja na eventach rozdaję dzieciakom pisaki i malują po balonikach :) Polecam, świetna zabawa :D

    OdpowiedzUsuń